Gdy dostałem propozycję startu, to wiedziałem, że nie mogę nawalić, bo boli mnie żeberko, główka czy będę niewyspany. Podchodzę do tego mocno fachowo i się tego trzymam. Mam świadomość, że nie jest to standard w świecie cross-country - mówi Sebastian Rozwadowski, który w Rajdzie Dakar pojedzie Toyotą Hilux jako pilot Litwina Benediktasa Vanagasa.

 

Rajd Dakar to jedno z największych wyzwań dla sportowców. Blisko dwa tygodnie i dziewięć tysięcy km walki w nieznanym terenie, w piekielnym upale i twardej rajdówce, w której trzeba podejmować dziesiątki decyzji wpływających na końcowy wynik pod presją czasu. W tym roku na zawodników czeka zupełnie nowe wyzwanie, bo zmagania przenoszą się do Arabii Saudyjskiej. Sebastian Rozwadowski to jeden z najbardziej doświadczonych i wszechstronnych polskich pilotów - ma za sobą starty w WRC i mistrzostwach Europy, mistrzostwach Polski, ale nie boi się rajdów cross-country. Tegoroczny Rajd Dakar będzie jego piątym w karierze. Do mety poprowadzi Litwina Benediktasa Vanagasa. Przed rokiem załoga Toyoty Hilux zajęła 11. miejsce.

***

Jak trudnym sportem są rajdy terenowe?

Mogę porównać rajdy cross-country z rajdami WRC. W Rajdzie Dakar, maratonach czy nawet w rajdach baja odcinki są bardzo długie, liczą czasem nawet ponad 300-400 km i tu już kondycja fizyczna zaczyna odgrywać kluczową rolę. Żeby dobrze się przygotować, musimy zadbać o ciało jak wyczynowy sportowiec w dyscyplinach wytrzymałościowych. W rajdach organizm dostaje porządnie w kość. Przez 12-14 dni przez 24 godziny na dobę jesteśmy poddani niesamowitemu wysiłkowi fizycznemu i psychicznemu. Zwłaszcza my - piloci, którzy „pracujemy głową”. W rajdach cross-country bardzo duża odpowiedzialność za wynik spoczywa właśnie na nas. Jedna pomyłka nawigacyjna, może kosztować nawet kilka godzin. I nawet najlepszy kierowca takiej straty nie odrobi. Żebyśmy byli w stanie utrzymać koncentrację na odcinku, na którym spędzamy często ładnych kilka godzin, wyśmienita kondycja fizyczna jest niezbędna.

Kiedy trzeba zacząć przygotowania do takiego wyzwania jak Rajd Dakar?

To będzie mój piąty Rajd Dakar. Przez pierwsze trzy starty, treningi i przygotowania rozpoczynałem na początku września. W 2018 roku zacząłem znacznie wcześniej, bo już na początku kwietnia i w tym roku zrobiłem tak samo. Czyli dwa miesiące po powrocie z Dakaru.

To faktycznie bardzo wcześnie.

Tak, ale weźmy pod uwagę też to, że w sezonie startuję też w innych imprezach. W tym roku pojechaliśmy z Benediktasem Vanagasem kilka rund Pucharu Świata w Rajdach Baja, startowałem też w kilku mniejszych rajdach typu WRC, ale tak naprawdę wszystko jest podporządkowane pod Dakar. Wszystko co jest pomiędzy, traktuję jako rozgrzewkę i przygotowanie.

A nad czym trzeba szczególnie popracować podczas przygotowań?

Przed pierwszym startem dobrze się zastanowiłem, co powinien zrobić, żeby do tego wielkiego wyzwania przygotować się jak najlepiej. Przed pilotami są trzy duże zagrożenia: długofalowy wysiłek w wysokich temperaturach, ryzyko kontuzji kręgosłupa (urazy kompresyjne) oraz, w zależności od trasy, praca na dużych wysokościach (tak było w przypadku gdy Dakar przebiegał przez terytorium Boliwii).

Do pracy w gorącym kokpicie auta przez długie godziny szykowałem się, trenując w saunie, w której umieściłem cykloergometr, czyli rower treningowy z pomiarem mocy. Cały czas w tej saunie jest ze mną trener. Takie zajęcia mam 2-3 razy w tygodniu. To trening wydolnościowy w temperaturze 50-55 stopni przy wilgotności ok. 25 procent. Interwały są ciężkie (do 300 wat), ale to ma mnie przygotować do tego, co czeka mnie w aucie. Wszystko mamy pod kontrolą: monitorujemy masę przed i po zajęciach, ile i jak uzupełniam płyny. Na Dakarze nawodnienie to kluczowa sprawa, a wielu zawodników lekceważy ten aspekt. Jeśli ktoś pije dopiero, gdy mu się zachce lub gdy ktoś mu o tym przypomni, to już jest za późno. To są objawy odwodnienia. Trzeba nauczyć się pić cały czas, ale niewielkie ilości, tak aby nie trzeba było zaraz stawać na potrzeby fizjologiczne. Podczas etapu Dakaru wypijam między ok 3 do 4 litrów napojów izotonicznych, i tyle samo wypacam. I jak na razie przez te cztery edycje nie było takiej sytuacji, że przeze mnie musieliśmy się zatrzymywać na trasie i tracić czas na sikanie.

Jak dbasz o kręgosłup?

Trzeba wzmocnić gorset mięśni wokół kręgosłupa, bo u pilotów kompresyjne urazy pleców to najczęstsze urazy w rajdach terenowych. Jeśli te mięśnie będą dobrze zbudowane, to kręgosłup będzie miał się na czym opierać, więc wszystkie skutki uderzeń, twardych lądowań czy skoków będą zminimalizowane. Nad tym pracuję z innym trenerem od tzw. core stability, czyli pracujemy nad brzuchem, mięśniami kręgosłupa, plecami, pośladkami. To są te elementy, które zapewnią bezpieczeństwo podczas kompresji.

Do jazdy na dużych wysokościach też się tak sumiennie przygotowujesz?

Tak, bo jazda i przebywanie przez kilka dni na wysokości ponad 4 tys. m n.p.m., gdzie brakuje tlenu, jest zabójcza. To szok dla naszego organizmu. Gdy rajd jechał przez Boliwię, korzystałem podczas przygotowań z namiotu tlenowego, które wypożycza firma naszego świetnego kolarza Michała Kwiatkowskiego. 45 nocy przed rajdem spałem w takim namiocie, w którym ustawiałem mieszankę na zawartość tlenu na poziomie 12,5 proc. tlenu. czyli tyle, ile mniej więcej na nas czekało. W ten sposób przygotowywałem organizm do wysiłku w takich warunkach, a dodatkowo stosowałem suplementację witaminami z grupy B. I to naprawdę się sprawdzało, bo podwyższony poziom erytrocytów i hemoglobiny, które odpowiadają za transport tlenu, utrzymuje się przez dwa-trzy tygodnie, czyli tyle, ile potrzebowałem.

Masz dużą świadomość samego siebie i swojego organizmu. To normalne w świecie zawodników cross country?

Mam bzika na tym punkcie, przyznaję. To wynika z tego, że jak się za coś biorę, to robię to na 130 procent, a nie na 99. Jestem na tyle odpowiedzialnym człowiekiem, wiem, jak wielkim wyzwaniem jest zebranie budżetu na start. Gdy dostałem propozycję startu od Benediktasa, to wiedziałem, że nie mogę nawalić, bo boli mnie żeberko, główka czy będę niewyspany. Podchodzę do tego mocno fachowo i się tego trzymam. Mam świadomość, że nie jest to standard w świecie cross-country. Część zawodników patrzy na mnie jak na dziwaka, skoro można przejechać go przy mniejszych przygotowaniach. Pewnie można przetrwać ten rajd, ale ja wolę lepiej i więcej. Mam do tego predyspozycje osobowościowe i indywidualne, ale wiem, że te godziny na treningach, odpowiednia suplementacja, którą mam bardzo kompleksowo rozpisaną, wpływa bardzo mocno na właściwą i szybką regenerację, możliwość utrzymania koncentracji, dobre samopoczucie. To wszystko wpływa na nasz wynik i na komfort oraz wydajność mojej pracy

Mówisz o szczegółowo rozpisanej suplementacji. Jak długo potrzebowałeś dojść do tego, czego potrzebuje organizm?

W Olsztynie mam dobrego fachowca od tych spraw, który wiele rzeczy mi uzmysłowił. Podczas przygotowań próbujemy różnych rzeczy i dokładnie analizujemy zarówno pod kątem badań, jak i mojego samopoczucia. Dwa-trzy lata to jednak trwało zanim dobraliśmy takie produkty, które najlepiej na mnie wpływają.

Czym się różni suplementacja w okresie treningu od tej w okresie zawodów?

Podczas zawodów pije tylko napoje izotoniczne - zarówno w rajdówce, jak i poza nią. Na biwaku non stop chodzę z bidonem izotoniku. Wiele osób pyta mnie, czym się kieruję wybierając izotonik. Każdy napój izotoniczny ma taki sam skład, więc znaczenie ma tylko smak. Ten napój musi Ci smakować, bo musisz lubić go pić przez dwa tygodnie dakarowej rywalizacji. Trzeba znaleźć swój ulubiony smak. A podczas przygotowań z izotonika korzystam tylko podczas treningów. Unikam napojów energetycznych, ale piję shoty guaranowe w rajdówce, bo to na mnie dobrze działa. Żele energetyczne i proteinowe to nasze pożywienie w rajdówce, bo na nic innego nie ma czasu. A dzień zaczynam od specjalnych koktajli, w których są jogurt naturalny, płatki owsiane, banany, rodzynki, świeży imbir, kurkuma, łyżka oleju kokosowego lub lnianego, łyżkę odżywki białkowej i oraz jeszcze jakieś dostępne świeże owoce.