Drifting podbija świat. Ta nietypowa dyscyplina motorsportu dociera do różnych zakątków globu. W ostatni weekend zawitała nawet do dawnej kopalni odkrywkowej w Niemczech. Drugie miejsce na międzynarodowych zawodach Iron Drift King zdobył Polak - Paweł Trela.

Wielkie górnicze machiny i auta do driftu
Niemieckie Ferropolis przyciąga niezwykłym klimatem. Niegdyś znajdowała się tutaj kopalnia odkrywkowa rudy żelaza. Dzisiaj jest niemal całkowicie zalana, a po obiekcie pozostała jedynie niewielka wyspa połączona ze stałym lądem wąskim przesmykiem. Obok dawnych budynków i potężnych suwnic stoją tutaj monstrualnych rozmiarów maszyny górnicze - największa z nich mierzy ponad 30 metrów wysokości, a każda waży tysiące ton. Właśnie w takim industrialnym klimacie odbyły się zawody Iron Drift King.


“To chyba największa zaleta driftingu. Zawody można zorganizować praktycznie wszędzie, co w przypadku rajdów czy wyścigów jest nie do pomyślenia. Driftowałem już na dachu galerii handlowej, na stadionie piłkarskim, a nawet na szutrowej nawierzchni na torze żużlowym. Ale w takim miejscu byłem pierwszy raz. To coś niesamowitego” - opowiada Paweł Trela


Rywalizacja pod ścianami
Polskiemu drifterowi przypadła do gustu nie tylko atmosfera Ferropolis. Już od pierwszego przejazdu treningowego było widać, że na ustawionej tutaj trasie Trela czuje się bardzo dobrze. Kiedy inni zawodnicy dopiero ostrożnie badali jej układ, kierowca z Warszawy już na centymetry zbliżał tył swojego nietypowego Opla GT do betonowych ścian. Zony, czyli strefy punktowane znajdowały się tuż pod nimi, więc na jasnym betonie szybko zaroiło się od śladów zderzaków i tylnych lamp. Formę “Trolla” doskonale potwierdziły kwalifikacje, w których kierowca zdobył aż 90 punktów i zajął pierwsze miejsce.
“Trasa w Ferropolis przypadła mi do gustu. Choć ten tor nie jest szybki, to otoczenie betonowych ścian wymaga ciągłej jazdy na krawędzi, a taką lubię najbardziej. Na dodatek konfiguracja z trzema długimi łukami daje świetne warunki do bliskich pojedynków. A moje auto jest szybkie i bardzo zwrotne, więc świetnie radzi sobie na małych, technicznych torach” - mówi polski drifter.


Przygody ze sprzęgłem
Zwycięstwo w kwalifikacjach sprawiło, że Trela rozpoczął zawody od rywalizacji z ostatnim zawodnikiem na liście startowej - Piotrem Kozłowskim. Po pokonaniu swojego rodaka kierowca Opla GT trafił na Brytyjkę Tessę Whittock. Ten pojedynek również zakończył wygraną, ale zwycięstwo zostało okupione poważną awarią. “W pierwszym przejeździe kopnąłem pedał sprzęgła, by ustawić auto w trasie i poczułem nietypowy skok obrotów. Domyślałem się, co się święci. Problemem było właśnie sprzęgło. Przez radio dałem znać zespołowi co się dzieje i gdy tylko zjechałem do alei serwisowej zaczęliśmy działać. Szybka naprawa nie rozwiązała całkowicie problemu, ale pozwoliła mi ukończyć zawody” - relacjonuje kierowca. W Top 8 polski drifter spotkał się z Andreasem Stabergiem, a pojedynek o finał wygrał z Niemcem Axelem Mackiem.


Zaskakujący wynik
Walkę o tytuł Iron Drift King zwieńczył pojedynek Treli z Juhą Poytalaakso. Tutaj również nie obyło się bez przygód. Tuż za wejściem w trasę Fin z impetem wjechał w bok samochodu polskiego kierowcy. Sędziowie ocenili, że do zderzenia doprowadził błąd Polaka, bo ich zdaniem nie powinien zwalniać w tym miejscu. Decyzja zadecydowała o wyniku rywalizacji i zdziwiła wielu kibiców i kierowców, w tym samego Trelę. “Cały dzień hamowałem dokładnie tak samo, w strefie do tego przewidzianej. Niestety w finale sędziowie mieli inne zdanie. Pech chciał, że Juha był blisko i uderzył we mnie. Myślę, że nawet gdybym był bardziej z przodu, to i tak nie wyrobiłby się na tym zakręcie” - mówi polski drifter, który ostatecznie zajął drugie miejsce.
W czasie ceremonii wręczenia nagród doświadczonego zawodnika spotkała bardzo miła niespodzianka. Przez cały wieczór Pawłowi Treli zawzięcie kibicowali inni drifterzy z Polski, którzy przyjechali do Niemiec, by następnego dnia na tej samej trasie wystartować w zawodach Drift Masters European Championship. Polacy nie tylko zdzierali gardła w czasie przejazdów, ale zaraz po rozdaniu pucharów porwali Trelę i zaczęli entuzjastycznie podrzucać. Jednak dla polskiego driftera i jego zespołu to nie był koniec intensywnego dnia. Ekipę czekało jeszcze zrzucenie skrzyni biegów i wymiana zepsutego sprzęgła.


Pojedynek z liderem europejskiej serii
Nocna naprawa zakończyła się powodzeniem i następnego dnia kierowca ponad 800-konnego Opla GT mógł ruszyć do walki w Drift Masters. Świetny wynik w Iron Drift King gwarantował dziką kartę umożliwiającą kolejny start w tej europejskiej serii. W pierwszej parze kierowca z Warszawy spotkał się z liderem cyklu, Duane McKeeverem. To był już drugi pojedynek zawodników w tym sezonie - pierwszy zakończył się wygraną Treli. Niestety plany powtórzenia wyniku pokrzyżowała awaria. “W połowie drugiego przejazdu stanąłem na gazie i auto nagle straciło moc. Jak się później okazało zawinił główny wyłącznik prądu, który po prostu przestał łączyć. Nigdy wcześniej nie spotkała mnie tak głupia awaria” - tłumaczy drifter.


“Choć nie brakowało przygód, będę bardzo dobrze wspominał zawody w Ferropolis. Dziękuję wszystkim za niesamowity doping oraz całemu mojemu zespołowi za wsparcie w trudnych chwilach” - podsumowuje Paweł Trela. Chociaż sezon driftingowy chyli się już ku końcowi, to charyzmatycznego kierowcę będziemy mogli jeszcze oglądać za kierownicą. W ten weekend Trela wystartuje w Trackwood Drift Festival na Węgrzech, a we wrześniu czekają go starty w międzynarodowym wydarzeniu Gymkhana Grid oraz finałowej rundzie Driftingowych Mistrzostw Polski. Niejeden komplet opon obróci się w dym!