Tradycja, rodzina i wspólna pasja – to wszystko może być naprawdę dobrym pomysłem na życie. Jeżeli kolejne pokolenia łapią bakcyla swoich dziadków i ojców, może wydarzyć się tylko jedno – sukces, który łączy radość z zadowoleniem i spełnieniem. Przedstawiamy trzy historie rodzin, których pasja połączyła pokolenia.

Urodzony w 1976 roku Arkady Fiedler nie miał – wbrew wszelkim pozorom – łatwego startu jako podróżnik. Zanim zdecydował się na swoją pierwszą wyprawę, musiał zmienić całe swoje życie, a przede wszystkim zmierzyć się z legendą swojego ojca i dziadka.

„Mój dziadek był bardzo charyzmatyczną postacią. Nie ma oczywiście wątpliwości, że to on zapoczątkował podróżniczą tradycję w domu Fiedlerów. Wychowałem się na jego książkach i opowieściach, chłonąłem atmosferę naszego domu przesiąkniętego dalekimi wyprawami” – opowiada Arkady Fiedler. – „Słabo pamiętam dziadka, trochę jak za mgłą. Miałem dziewięć lat, jak odszedł. Jednak zapamiętałem go jako bardzo charyzmatyczną postać, dostojną, pełną powagi. Cała rodzina bardzo liczyła się z jego zdaniem. Był naszym wodzem. Nie mam wątpliwości, że nie tylko zapoczątkował, ale również wszystkim nam zaszczepił podróżnicze tradycje rodu Fiedlerów. Jako dziecko czytałem dziadka książki z wielką fascynacją. Dzisiaj do nich wracam i odkrywam na nowo świat, o którym dziadek pisał lata temu. Świat podróży dopełniał mój ojciec poprzez własne książki i swoje dalekie podróże. Do dziś pamiętam pożegnania i niecierpliwe oczekiwanie na powrót ojca z bagażem niesamowitych historii. Opowieści z dalekiego świata, dom pełen pamiątek i życie podróżami, to wszystko bardzo przybliżyło mi świat. Dom, w którym się wychowałem, sprawił, że daleki świat był mi zawsze bardzo bliski. Bardzo się z tego cieszę” – wspomina wnuk słynnego podróżnika.

Zanim Arkady Fiedler zdecydował się na kontynuowanie tradycji rodowej, musiał najpierw podjąć decyzję o zmianie swojego dotychczasowego życia. Wcześniej przez ponad 11 lat żył i pracował jako menadżer w Anglii, tam też poznał swoją żonę Anh.
„Zatęskniłem nie tylko za podróżami, ale również za Polską. Dlatego zdecydowałem się wrócić do rodzinnego Puszczykowa, które od zawsze było naszą bazą wypadową i miejscem, do którego chętnie wracamy” – dodaje.

Wyścigowe geny

Motorsport zaraża. Przekonała się o tym Klaudia Podkalicka. Najpierw miała być chłopcem – tak myśleli jej rodzice podczas ciąży. Jako dziecko chciała zostać primabaleriną, aż w końcu – zarażona pasją ojca – zdecydowała się na kontynuowanie rodzinnej tradycji. To tata po raz pierwszy – ku przerażeniu jej mamy – posadził ją za kierownicą, a potem namówił na pierwszy start w zawodach.

„Mój tata jest czterokrotnym mistrzem i trzykrotnym wicemistrzem Polski w wyścigach samochodowych. Nie ma co ukrywać, że to dzięki niemu zakiełkowała we mnie ta pasja. Zawsze podobały mi się samochody i faceci, którzy potrafią nimi jeździć. Jednak początkowo nie marzyłam nawet o tym, że dziewczyna może startować w wyścigach samochodowych i stawać do walki o podium” – opowiada Klaudia Podkalicka. – „Początkowo wiązałam przyszłość z byciem kierowcą wyścigowym, ale miałam za dużo wypadków. Jeden nawet bardzo poważny. Kierowca, który do niego doprowadził, stracił licencję. Okazało się, że faceci nie mogą znieść, gdy na torze wyprzedza ich kobieta. Przez to były te wszystkie wypadki, zaczynali po prostu zachowywać się niebezpiecznie, za wszelką cenę starając się mnie wyprzedzić”.

Klaudia zmienia strategię. Zaczyna jeździć rajdach. Pierwszy start odbył się na Węgrzech, potem były mistrzostwa Europy. W 2006 roku zdobywa tytuł najszybszej kobiety w Pucharze Kia Lotos Race, a rok później wicemistrzostwo Niemiec w wyścigach długodystansowych ADAC Logan Cup.

„W roku 2012 wystartowałam w całym cyklu Rajdowych Mistrzostw Polski Samochodów Terenowych. Wygrywałam tam odcinki specjalne, a moje wyniki uzyskane w czasie całego sezonu potwierdziły, że mam „to coś” we krwi” – dodaje Klaudia Podkalicka. – „Obecnie skupiam się właśnie na rajdach terenowych, współpracując z firmą TOTAL, chociaż nie porzuciłam startów w wyścigach. Zdobyłam między innymi tytuł najszybszej kobiety w 46. Rajdzie Barbórki”.

Motorsport od podszewki

Swoją pasją do sportów samochodowych zaraził swojego syna także Bogusław Wysocki, właściciel Trax Racing – firmy od dwóch dekad przygotowującej samochody do rajdów, wyścigów i driftów.

„Wszystko zaczęło się w małym warsztacie, ale mój ojciec miał bardzo wyraźną wizję tego, co chce stworzyć. To miała być firma ściśle powiązana z motorsportem” – wyjaśnia Paweł Wysocki. – Nie było trudno zarazić mnie pasją. Najpierw tylko pomagałem w warsztacie, potem udało nam się wspólnymi siłami rozwinąć firmę i ukierunkować ją na sport samochodowy. Już w 2002 roku regularnie serwisowaliśmy samochody podczas rajdów i wyścigów”.

Trax Racing opiekował się pojazdami zawodników zarówno w Polsce – podczas Rajdowego Pucharu Polski, Samochodowych Mistrzostw Polski i Wyścigowych Samochodowych Mistrzostw Polski, oraz za granicą – na Słowacji, Węgrzech i we Włoszech. W kwietniu 2012 roku, w związku z uruchomieniem kolejnych usług, takich jak obsługa flot i sklep internetowy, siedziba firmy została przeniesiona do Ożarowa Mazowieckiego. Trax Racing wyspecjalizował się także w serwisie samochodów Ferrari i Maserati oraz w organizacji treningów dla zawodników i szkoleń sportowej jazdy.

Pasje rodzinne, które z czasem przeradzają się w sposób na życie, to doskonały przykład na to, że warto próbować spełniać swoje marzenia. Dla młodych pokoleń to również doskonała okazja do skorzystania z doświadczenia poprzedników, a dużym plusem takich przedsięwzięć jest możliwość wyróżnienia się na tle konkurencji swoją niepowtarzalnością.