Andreas Møller, szef wyróżnionej gwiazdką Michelina paryskiej restauracji Copenhague, ma przepis na to jak miłość do Lexusa RC przenieść na talerz.

 

Wata cukrowa, wędzona makrela, kiszone ziarna gorczycy i czosnku niedźwiedziego, do tego  limonkowy kawior, a także porzeczki, ogórecznik, rukiew i azjatycka solanka Salsola komarovii – to składniki, z których skorzystał Møller.

 

Niespełna 37-letni Duńczyk wdarł się przebojem na paryską sceną kulinarną. Przy Polach Elizejskich otworzył odważną restaurację serwującą dania kuchni nordyckiej i szybko podbił podniebienia Francuzów. Już po roku został wyróżniony gwiazdką Michelina, która jest znakomitą rekomendacją. Møller nie boi się wielkich wyzwań. Wsiadł w najnowszego Lexusa RC, z miejsca zakochał się w tym samochodzie i swoje uczucie przełożył na talerz. Stworzył pełne kontrastów danie #SharpYetSmooth i bez wahania podzielił się przepisem. Postanowił również opowiedzieć o swojej przygodzie z coupe Lexusa i kulisach tworzenia wyrafinowanych dań.

Od razu dostrzegłeś w Lexusie RC kulinarne inspiracje?

To było niezwykłe doświadczenie. Oprócz wyglądu Lexusa RC, ogromne wrażenie zrobiło na mnie to, że ostremu charakterowi prowadzenia sportowego coupe towarzyszy gładkość pracy napędu hybrydowego. Właśnie na takim kontraście postanowiłem oprzeć swoje kulinarne dzieło. W kuchni staram się łączyć smaki, które zazwyczaj występują oddzielnie. Lubię zapraszać gości do zabawy w poznawanie zaskakujących kombinacji słodyczy i ostrości, różnych aromatów. Jestem mile zaskoczony nie tylko wyglądem, ale też luksusem we wnętrzu tego samochodu. Latem przejechałem po Francji 4200 km i… się zakochałem. Wielu z nas pragnie aut, które zwracają na siebie uwagę. W przypadku RC, stylistyka nie jest pretensjonalna, lecz wysmakowana. Takie powinno być idealne danie. Taki również powinien być samochód.

Jak się czułeś za jego kierownicą?

Przede wszystkim w ogóle nie czuje się, że to jest samochód hybrydowy. Jeździ tak gładko jak limuzyna z potężnym, benzynowym silnikiem. Największe wrażenie zrobił na mnie komfort jazdy. Otacza cię czysty luksus. Do tego jeszcze ta prędkość i przyspieszenie. Niesamowite. Pewnego dnia kupię sobie ten samochód. Mam nadzieję. (śmiech)

Masz gwiazdkę Michelina, twoja kuchnia podbiła Paryż. Nawiązanie daniem do samochodu nie powinno być dla ciebie niczym trudnym. Jak oddać miłość do samochodu na talerzu?

Wręcz przeciwnie. Było to jedno z największych wyzwań z jakimi miałem do czynienia. To było coś zupełnie innego, nowego. Moim pierwszym pomysłem było ukrycie dania w wacie cukrowej. Jej zastosowanie w słonej potrawie jest trudne, ale takie właśnie było moje pierwsze wrażenie ze spotkania z Lexusem. Wygląda pięknie, ale dopiero kiedy go prowadzisz, poznajesz wszystkie jego sekrety. Są jak skarby, odkrywane specjalnie dla ciebie. Dopiero kiedy usiądziesz za kierownicą, dowiadujesz się, jak wiele jest w nim pięknych rzeczy. Następnie, próbowałem odtworzyć ostre linie jego nadwozia i nadać im gładkiego smaku. Użyłem do tego mojej ulubionej ryby, makreli. Wygląda ostro, ale ma gładki smak i konsystencję. Potem zastosowałem wiele różnych technik, jak marynowanie, fermentacja, wędzenie - co oddaje również tradycje mojej kultury, pochodzę przecież z Danii. To daje efekt wow, a takie waśnie wrażenie zrobiło na mnie nowe coupe Lexusa. Wykorzystanie waty cukrowej, pod którą skrywają się same dobre rzeczy, jest analogią do tego samochodu. Stopniowo odkrywasz w nim coraz więcej dobrego, czego nie było widać na pierwszy rzut oka.

Danie wygląda spektakularnie. Zdradzisz nam dokładny przepis?

Rybę wędzoną w dębowym dymie, połączyłem z siekaną kalarepą, zeszkloną w procesie marynowania z dodatkiem chrzanu. Spektrum różnorodnych smaków i tekstur w intrygującej kombinacji tworzą kiszone ziarna gorczycy i czosnku niedźwiedziego, kwaskowaty egzotyczny owoc Citrus australasica, znany też jako limonkowy kawior, a także porzeczki, ogórecznik, rukiew i azjatycka solanka Salsola komarovii, zwana w Japonii okahijiki. Całość przykryta jest lekko osoloną watą cukrową, spryskaną sokiem z białych porzeczek, osolonej cytryny i olejem z jadalnych alg. Dzięki temu powoli rozpuszcza się, uwalniając kompozycję smaków i zapachów.

Na co dzień jesteś szefem kuchni w jednej z najlepszych restauracji w Paryżu. To też było wyzwanie?

Tak. Jestem Duńczykiem we Francji i serwuję duńską, nordycką kuchnię. Z tego powodu dla wielu Francuzów wyzwaniem było już samo przyjście do restauracji i spróbowanie moich potraw. Zazwyczaj udaje mi się ich bardzo pozytywnie zaskoczyć, wychodzą oczarowani. Ale to nie jest łatwe. Przychodzą do nas goście z całego świata, a łączy ich to, że wszyscy pragną wyjątkowych wrażeń. Naszym zadaniem jest spełnić ich oczekiwania i dostarczyć im kulinarnych przeżyć, które pozostaną w pamięci. Staram się dawać im to, co sam chciałbym dostać i chcę być w tym coraz lepszy.

Jak długo mieszkasz w stolicy Francji?

Od dwóch lat, a w ubiegłym roku dostałem moją pierwszą gwiazdkę Michelina. Francuskie przewodniki i krytycy kulinarni póki co mnie lubią (śmiech).

Udało ci się już poznać całe miasto i wszystkie jego dzielnice?

Tak, ale wciąż nie mogę zapamiętać nazw wielu ulic. Wydaje mi się, że w Paryżu byłem już wszędzie. Uwielbiam spacery i odkrywanie tego miasta. Lubię to robić również za kierownicą samochodu.

A która dzielnica Paryża smakuje najlepiej?

Niedawno przeprowadziłem się z okolic Champs Elysees do VI Dzielnicy Łacińskiej, niedaleko Notre-Dame. Tam jest zupełnie inaczej i ta różnica jest ogromna. To właśnie tam jakość jedzenia w barach, restauracjach i okolicznych sklepach jest najlepsza. Jest niesamowicie i nie ma tak wielu turystów, chociaż sam wciąż czuję się w Paryżu jak turysta. Z jednej strony jest bardzo spokojnie, przytulnie i miło, a z drugiej, przez cały czas dużo się tam dzieje. Zdecydowanie, to moje ulubione miejsce w Paryżu.